465 Obserwatorzy
21 Obserwuję
zarzadzacproza

Zarządzać Prozą

30-day Book Challenge - Dzień 12

Idiota - Fiodor Dostojewski

Dzień 12 - A book you love but hate at the same time

Tutaj bardzo prosto. Miałem ochotę udzielić odpowiedzi "Idiota" już kilka razy podczas tego wyzwania. Książka która rozśmiesza. Książka która smuci. Książka, która sprawia, że śmiejesz się i płaczesz.

"Idiota" to historia rosyjskiego księcia. Psychicznie chorego człowieka, który po pobycie w Szwajcarii, gdzie nawet dość skutecznie leczył swoją przypadłość, wraca do ojczyzny. Książę Lew Nikołajewicz Myszkin to postać ze wszech miar wyjątkowa, jednak jego bardzo specyficzny sposób bycia nie zawsze jest przyjmowany pozytywnie. Jako człowiek chory nie rozumie do końca praw rządzącym światem, szczególnie mocno zmanierowanej arystokracji. Często jest obiektem kpin i powodem wybuchów śmiechu. Opowiadana z jego perspektywy historia to zapis życia jakiego nie widzimy na co dzień.

Poprzez tą powieść zakochałem się w Dostojewskim. Jego mistrzostwo widzę tutaj na każdym kroku. Pan Fiodor napisał książkę, która jest dla mnie piękniejszą historią miłosną niż "Przeminęło z wiatrem", "Pamiętnik" czy jakakolwiek inna powieść czy film. Dodatkowo to arcydzieło jest również pełne rozważań nad istotą życia, gospodarki i mnóstwa innych tematów. Czytając "Idiotę" chodziłem po domu by przemyśleć wszystko i śmiałem się sam do siebie, ku lekkiemu zmartwieniu ojca.

A jeśli chodzi o nienawiść... Gdyby Dostojewski żył, usłyszałby ode mnie parę "ciepłych słów" i dostał kilka równie miłych ciosów. Gdyby był pochowany bliżej prawdopodobnie zbezcześciłbym jego grób. Dlaczego? Tego niestety nie mogę powiedzieć, by nie zepsuć radości z czytania. Niestety Mistrz kilkudziesięcioma stronami zepsuł prawdopodobnie największe Arcydzieło jakie dotychczas czytałem.

30-day Book Challenge - Dzień 11

Gracze - Renata Chaczko

Dzień 10 - A book you hated

Dzisiaj łatwo i nawet przyjemnie. Książek, które "znienawidziłem" po przeczytaniu było sporo, ponieważ wychodzę z dwóch założeń. Po pierwsze, żeby coś wyzywać(znaczy: konstruktywnie krytykować oczywiście), trzeba to poznać. Przez moje ręce przewinęło się więc kilka książek, które przeczytałem tylko i jedynie dlatego, że były mierne. Po drugie: lepiej czytać cokolwiek niż nic, co dorzuciło kolejnych parę lektur, których normalnie raczej bym unikał.

Do "Graczy" Renaty Chaczko usiadłem z drugiego wymienionego wyżej powodu. Okładka od razu kojarzyła mi się z "50 twarzami...", więc raczej mnie nie zachęcała. Wulgarność (wybaczcie, ale tylko z tym kojarzę dzieło pani Eriki) mnie w lekturach zwykle odpycha. Da się opisać, zarówno cudowne jak i okropne, przeżycia bez wulgarnych opisów. Wtedy nawet lepiej one trafiają do mnie - bo gdybym miał ochotę czytać o gwałtach czy innych dewiacjach to wiem jak działa internet. Za to stworzenie pełnej atmosfery bez twardego słownictwa jest sztuką.

"Gracze" sztuką w takiej postaci definitywnie nie są. To zbiór opowiadań kilku osób, które łączy przekazywana zapalniczka. Każde z tych opowiadań koncentruje się na seksie - co najmniej w mojej opinii, choć gdzieś tam pod tym jest niby fabuła, a nawet "zaskakujący" finał. Ja niestety domyśliłem się zakończenia wcześniej, ale doceniam, że autorka miała jakiś pomysł i nie pisała książki tylko dla opisów współżycia. I to chyba dla mnie jedyny plus tej powieści. Postacie, mimo iż wywodzą się z różnych środowisk, zachowują się tak samo wulgarnie i prostacko, a wszystkim chodzi tylko i jedynie o seks.

Ktoś mógłby powiedzieć, że to obraz upadku społeczeństwa, które przecież wynosi seksualność na piedestał i stawia ją ponad... Może. Ale ja tego nie kupuję. Nie dorabiam do tak króciutkiej książeczki ideologii, ani głębszego zamysłu.

Strasznie się rozpisałem, ale chociaż post jest wcześnie ;) 

30-day Book Challenge - Dzień 10

Złoto Gór Czarnych. Orle pióra - Alfred Szklarski, Krystyna Szklarska

Dzień 10 - A book that reminds you of home

 

Przez lata, kładąc się spać na łóżku w swoim pokoju widziałem na półce pod sufitem trzy książki. W zasadzie nie widziałem ich całych, zasłaniało je coś innego, ale mogłem dostrzec trzy złote okładki i część napisu na ich wierzchu. Ta część brzmiała "ÓRCZARNYCH". Nie zliczę wieczorów, które spędziłem domyślając się, jaki może być tytuł tej serii. Nie mogłem wymyślić pojedynczego słowa kończącego się w ten sposób. Oczywiście rano nigdy nie pamiętałem już o tym i problem powracał dopiero wieczorem, kiedy znowu kładłem się spać.

Jednak pewnego dnia(czy raczej nocy) postanowiłem ostatecznie rozwiązać zagadkę. Cóż to za ciekawe słowo kryło się na okładce książki? Moje rozczarowanie było dość spore, kiedy okazało się, że z mojej leżącej perspektywy nie dostrzegłem spacji pomiędzy "gór" a "czarnych". Nie widziałem też "złota". "Złoto gór czarnych" - tak brzmiał tytuł tej serii. Oczywiście od razu wziąłem się do czytania ;) 

Teraz, lata później, nie pamiętam już nawet o czym była ta seria. O Indianach z plemienia Dakotów, tego jestem pewien. Trzeci tom trylogii ma jednak tytuł "Ostatnia walka Dakotów", więc nie zawdzięczam raczej tej wiedzy swojej wybitnej pamięci. Przypominam sobie również swoje zdziwienie, że dwoje Polaków potrafiła napisać cudowną serie umiejscowioną na dzikim zachodzie.

30-day Book Challenge - Dzień 9

Świat według Garpa - John Irving

Dzień 9 - A book you thought you wouldn't like but ended up loving

 

Dzisiaj, przy wyborze książki która mnie pozytywnie zaskoczyła, napotkałem sporo problemów. Do głowy przyszedł mi Syn HamasuMelancholia Sukuba, przez moment nawet Imperium Kapuścińskiego - które jako reportaż nie do końca mnie zachęcało, a okazało się arcydziełem. Ostatecznie wybrałem Świat według Garpa Johna Irvinga.

Jak zwykle, po Garpa sięgnąłem całkowicie przypadkiem. Leżał na półce w mamy mieszkaniu, więc czemu nie? Nie zachęcał. Jest dość gruby, ponad 500 stron i ma po prostu opowiadać o życiu zwyczajnego człowieka. Szybko jednak okazuje się, że biografia S.T. Garpa nie jest taki prosta. Jest za to okropnie wciągająca.

Razem z Irvingiem przeżyjemy całe życie Garpa. Od momentu poczęcia, przez dzieciństwo i wybór(to dobre słowo) miłości, po karierę i trud życia w małżeństwie. Po lekturze rozumiem dlaczego wiele osób uważa Irvinga za mistrza prozy. Świat według Garpa to powieść, którą mogłoby napisać życie. Jest momentami wulgarna, potrafi zaskoczyć, jej bohaterowie zmagają się z codziennymi problemami. Są to problemy o które często sami się proszą, których można by było uniknąć czasem po prostu zastanawiając się co robimy. Przez to książka była łatwa w odbiorze i bardzo mi bliska. W historii Garpa po prostu się zakochałem :)

30-day Book Challenge - Dzień 8

Gra o tron - Martin George R. R.

Dzień 8 - Most overrated book

Przyznam szczerze, że w tym przypadku nie miałem najmniejszego problemu by wybrać najbardziej przecenianą książkę. "Grę o tron"  oglądam, w miarę lubię i jako serial mi odpowiada, choć raczej ze względu na ładne zdjęcia. Jako książka (zaznaczam, że czytałem tylko pierwszy tom) uważam, że nie jest warta nawet w ułamku poświęcanej jej uwagi. Nikomu nie trzeba streszczać fabuły, więc skupię się na tym dlaczego tak uważam.

Zacznijmy od tego, że Gra o tron nie ma świata przedstawionego. W Polsce, głównie przez dobór lektur, zwykle narzekamy na nadmiar opisów. Tutaj brakowało mi biedoty, smrodu i szerokiego rynsztoka. Jednym słowem średniowiecza. Nie istnieją też postacie tła - każdy charakter, który się pojawia w książce istnieje po coś, musi kogoś zabić, zgwałcić, zranić czy zdradzić. Mnie osobiście to bardzo denerwowało podczas czytania. Nie pamiętam też, bym chociaż raz się uśmiał podczas czytania.

To dopiero pierwsza książka z ponoć siedmiu, z czego napisanych jest dopiero pięć, a więc to dopiero początek cyklu. Problem w tym, że nie bardzo widzę (po obejrzeniu trzech sezonów serialu tym bardziej), po co to tak rozwlekać. Martinowi brakuje ciekawych rozwiązań fabularnych, a jego Westeros to po prostu średniowieczna walka o władzę wzbogacona o dosłownie kilka bardziej fantastycznych elementów.

Dodatkowo cała medialna otoczka dokoła Gry o tron. Zdania, że zrewolucjonizowała ona fantastykę jeszcze pogłębiają moją niechęć. Nie wiem w którym momencie, ani czym. Naprawdę, bohaterowie umierali już w książkach wcześniej, a porównywanie Westeros do Śródziemia jest dla mnie świętokradztwem. Chyba nawet głównie przez tą całą tworzoną bańkę tak bardzo nie lubię Gry o tron. 

30-day Book Challenge - Dzień 7

Trzech panów w łódce (nie licząc psa) - Jerome K. Jerome

Dzień 7 - A book that makes you laugh

 

 

Nastąpiło "lekkie" opóźnienie z postem. Sorry ;)

Jako książkę, podczas czytania której szczególnie się śmiałem, wybrałem "Trzech panów w łódce(nie licząc psa)". Czytając ją, zdarzyło mi się śmiać w metrze i to raczej nie subtelnie, czego zwykle staram się unikać by nie denerwować innych. Angielski humor w bardzo dobrym wydaniu.

"Trzech panów..." początkowo miało być przewodnikiem po Tamizie. Opisem atrakcji znajdujących się przy rzece, okraszonym kilkoma anegdotami. Podczas jej pisania okazało się jednak, że autorowi dużo łatwiej przychodziło pisanie humorystycznej części opowieści i ostatecznie usunięto z niej prawie wszystkie poważne części. To co zostało to trzech angielskich dżentelmenów, zamkniętych na małej małej przestrzeni. Wszystkie postacie, poza psem(którego nie warto przecież liczyć) były wzorowane na autentycznych osobach, w tym samym Jerome K. Jerome.

Nie jestem w stanie niestety przywołać z pamięci żadnych żartów z powieści, bo skończyłem ją prawie pół roku temu i prosty humor sytuacyjny wyleciał mi z głowy. Wiem jednak, że do mnie bardzo dobrze docierał i rozbawiał mnie do rozpuku. 

 

30-day Book Challenge - Dzień 6

Imperium na kolanach. Wojna w Czeczeni 1994-1996 - Mirosław Kuleba

Dzień 6 - A book that makes you sad

 

 

W tej kategorii pojawiło się sporo propozycji. Oczywiście całe Opowieści z Malazańskiej Księgi Poległych, które jak tytuł wskazuje nie są raczej zbyt optymistyczną serią. Idiota Dostojewskiego, który na pewno pojawi się jeszcze przy innej kategorii, oraz kilka innych książek. Koniec końców wybrałem jednak raczej mało znaną lekturę - Imperium na Kolanach. Wojna w Czeczeni 1994-1996 Mirosława Kuleby.

To wspaniały reportaż z ówczesnego etapu konfliktu zbrojnego, który trwa w sumie do dziś. Pokazuje jak ten mały kraj, liczący w sumie około miliona mieszkańców, był w stanie powstrzymać(choć patrząc z perspektywy czasu, niestety tylko spowolnić) ekspansje imperium Rosji. Mirosław Kuleba był w Czeczeni podczas sporej części zdarzeń opisywanych w książce, przez co jego relacja jest bardzo bezpośrednia. Z imienia i nazwiska poznajemy obrońców, wielokrotnie cytowanych przez autora. Na bieżąco śledzimy nie tylko przebieg wojny, ale również przemiany, które następują w czeczeńskim społeczeństwie.

Imperium na kolanach jest dla mnie książką szczególnie smutną ze względu na moje przeżycia z nią związane. Czytałem ją pierwszy raz jako malutki dzieciak, prawdopodobnie w 2002 lub 2003 roku, a więc mając jakieś dwanaście lat. Była dla mnie opowieścią o bohaterach - bo jak chyba każdemu małemu Polakowi wpajano mi, że walka o niepodległość to zaszczytny cel. Obrońcy Czeczeni byli dla mnie współczesnymi odpowiednikami Kościuszki czy Emilii Plater, wojownikami o wolność. Jednym z nich był Szamil Basajew.

Każdy chyba co najmniej kojarzy wydarzenia z września 2004 roku, kiedy grupa terrorystów(do dzisiaj jestem przeciwny tej nazwie) wzięła około 1200 zakładników w szkole w Biesłanie. W ich wyniku śmierć poniosło 377 osób, a do organizacji ataku przyznał się Szamil Basajew. 

30-day Book Challenge - Dzień 5

Madame - Antoni Libera

Dzień 5 - A book that makes you happy

 

 

Miałem tutaj spory problem z wybraniem jednej książki, ponieważ ogólnie czytanie sprawia, że jestem szczęśliwy. Nawet gdy czytam coś smutnego i przygnębiającego, radość daje mi sam fakt wczuwania się w inny świat, przeżywanie przygód i życia z bohaterami powieści. Ostatecznie zdecydowałem się na Madame Antoniego Libery.

To, że w ogóle przeczytałem Madame to czysty przypadek. Po prostu nie miałem co czytać, a czekała mnie podróż pociągiem, więc poprosiłem swoją mieszkającą niedaleko ciotkę, by pożyczyła mi cokolwiek. I jestem wdzięczny, że wybrała tą książkę.

Madame jest opowieścią o żyjącym w czasach PRL nastolatku. Narrator opowiada o swoich latach nauki i o fascynacji starszą od niego, piękną, tajemniczą kobietą, która uczyła go francuskiego. Jest to jedna z najpiękniejszych książek o miłości jakie czytałem w życiu. Polecam każdemu.

A dlaczego sprawia, że jestem szczęśliwy? Opowiada o czasach, w których dużo się działo. Cała książka jest przesiąknięta specyficzną atmosferą PRLu, bez internetu i telefonów komórkowych. Bohater chodzi na wystawy, koncerty, czyta poezje, a nie spędza czasu przed komputerem. To wspomnienie czasów w których duża część mnie chciałaby żyć. Podczas czytania Madame chęć działania narratora przekłada się również na mnie i napełnia mnie pozytywną energią. Dzięki niej jestem pełen takiego niezdrowego aż optymizmu, wiary, że wszystko się uda.

30-day Book Challenge - Dzień 4

Deadhouse Gates (Malazan Book of the Fallen, #2) - Steven Erikson

Dzień 4 - Favorite book of your favorite series


Dzisiaj post będzie bardzo króciutki.

Moją ulubioną książką z Opowieści są chyba Bramy Domu Umarłych, czyli druga powieść z serii. Poznajemy tu całe mnóstwo nowych postaci, choć pojawia się również kilka osób z pierwszego tomu - dwóch Podpalaczy Mostów kieruje się ku sercu Imperium by zamordować cesarzową Lassen. Ich droga przebiega niestety przez kontynent Siedmiu Miast, który właśnie postanowił zrzucić imperialne jarzmo. Dodatkowo właśnie tutaj otworzyła się droga do boskości dla zmiennokształtnych i ze wszystkich stron nadciągają setki jestestw pragnących dla siebie tej potęgi. W wielu z tych umysłów człowieczeństwo już dawno przestało być wartością.

Czemu uwielbiam właśnie Bramy? Trudno mi to przekazać bez żadnych spoilerów więc powstrzymam się od wyjaśnienia. 

30-day Book Challenge - Dzień 3

Gardens of the Moon  - Steven Erikson

Dzień 3 - Your favorite series


Tutaj nie mogłem mieć żadnych wątpliwości. Opowieści z Malazańskiej Księgi Poległych Stevena Eriksona to seria którą pokochałem od razu. Akcja dzieje się na 6 kontynentach i obejmuje dziesiątki tysięcy lat. 10 książek podstawowych serii (w Polsce wydanych w łącznie 18 tomach), aktualnie już 6 dodatkowych opowieści, oraz 3 krótkie nowelki. I ciągle powstaje! High/dark fantasy w najlepszym wydaniu.

A o czym w ogóle są Opowieści? Akcja książek toczy się wokół Imperium Malazańskiego - wielkiego tworu politycznego rozciągającego się na 4 kontynentach. Od razu zaczynamy na ostro - nowa cesarzowa postanawia zlikwidować Podpalaczy Mostów, pozostałą po zamordowanym kilka lat wcześniej władcy Imperium elitarną jednostkę. Zdrada ma miejsce podczas bitwy z istotą, której imię pojawia się od czasu do czasu w historii od ponad dwudziestu tysięcy lat... Nie wszystko idzie jak należy i z życiem wychodzi czterdziestu weteranów, którzy już wydali wyrok za zbrodnie cesarzowej. Do gry szybko dołączają się bogowie, zaczynając od niedawno wyniesionego Tronu Cienia i Kotyliona, patrona skrytobójców, którzy mają dziwną obsesje na tle Imperium Malazańskiego. A to wszystko to dopiero kilka pierwszych rozdziałów pierwszego tomu. 

Ostrzegam, że to seria dla tych, którzy kochają nie wiedzieć o co chodzi i nie mieć pojęcia co się dzieje. Jeżeli kiedykolwiek w życiu użyłeś/aś zwrotu: zbyt skomplikowana fabuła - odpuść od razu, nie męcz się. W przypadku Opowieści przeszkodą nie jest tylko zawiłość zdarzeń. Historia opowiadana jest przez dziesiątki postaci, z których wiele myli się w swoich osądach lub celowo kłamie by ukryć prawdę. To co wydaje się zbrodnią, może być tylko przemyślanym gambitem lub zwykłym błędem. Nad wszystkim tym góruje pragmatyczność, która sprawi, że nowe niebezpieczeństwo zjednoczy wrogów walczących z sobą od dziesięcioleci. Co najmniej na chwilę.

W malazańskim świecie nie ma żadnych zasad. Na co dzień to bogowie wykorzystują śmiertelników, jednak sytuacja może bardzo szybko się odwrócić. A nieśmiertelni też mogą umierać.

30-day Book Challenge - Dzień 2

Gwiazdy jak pył - Isaac Asimov

Dzień 2 - A book that you've read more than 3 times

 

No trochę tego było. Swego czasu miałem w zwyczaju non stop czytać w kółko to co leżało na półce, więc mógłbym tu umieścić Tolkiena, całe Opowieści z Malazańskiej Księgi Poległych, Czarną Kompanie i sporo innych książek. W końcu wybrałem jednak Gwiazdy jak pył Asimova.

Pamiętam jak dobrych kilka lat temu, będąc jeszcze chyba w podstawówce, byłem na Zielonej Szkole nad polskim Bałtykiem. I jakieś dwa czy trzy dni przed wyjazdem wydałem całą pozostałą mi kasę na książkę, po czym czytałem ją na plaży. Nie było już więcej zapiekanek :( Ta książka to oczywiście Gwiazdy jak pył. 

Od tego czasu bardzo lubię do niej wracać. Jest raczej krótka, prosta, ale jest w niej coś co sprawia, że przeczytanie jej ponownie sprawia mi radość. Mimo, że znam już odpowiedź na wszystkie zagadki, zwroty akcji nie są dla mnie żadnym zaskoczeniem i mogę przejrzeć wszystkie maski, od dawna wiedząc kto jest kim. Nie przeszkadza mi mało ambitny wątek miłosny ani niewyobrażalnie patriotyczne zakończenie (naprawdę, nie wyobrażacie sobie!). Dodatkowo zaraziła mnie miłością do Asimova, który stał się jednym z moich ulubionych autorów i nawet wybaczyłem mu, że cykl Fundacji nie ma nic wspólnego z tą książką.

Kurczę... znowu mam ochotę przeczytać jeszcze raz Gwiazdy jak pył. Polecam każdemu! 

Dzień 1: Best book you read last year

Lolita - Nabokov Vladimir

Po szybkim przejrzeniu książek, które przeczytałem od lipca 2012 zostały mi trzy pozycje aspirujące do miana najlepszej. Oprócz ostatecznie wybranej Lolity, zastanawiałem się nad "Atlasem Zbuntowanym" Ayn Ryde i "Gone girl" Flynn Gilian.

Podczas podejmowania decyzji pojawiło mi się w głowie pytanie: co to znaczy najlepsza książka? Atlas zmusił mnie do przemyślenia kilku aspektów mojego życia i część z tego co przeczytałem bez wątpliwości pozostanie ze mną po sam koniec, choć momentami lektura dłużyła mi się niemiłosiernie. Znowu Zaginiona wciągnęła mnie jak mało która powieść - czytałem ją z zapartym tchem i często olewając wykładowców. A co z Lolitą?

No właśnie... Nabokov napisał książkę, której nie potrafię ocenić ani jednoznacznie skomentować. Czytając ją zachwycałem się pięknem języka i jednocześnie czułem źle. Bo jak można uwielbiać powieść, która opowiada o miłości dorosłego faceta do dwunastoletniej dziewczyny? Opowiada ze szczegółowymi opisami i w pełni zagłębiając się w umysł narratora. Tak, że naprawdę łatwo jest zapomnieć się i zrozumieć nieszczęsnego Humberta. Gdyby nie to, że obiekt jego uczuć ma dwanaście lat, byłaby to dla mnie jedna z najwspanialszych książek o miłości jakie czytałem. Tylko taka ocena byłaby dla mnie swoistą akceptacją tego fikcyjnego zboczenia. Dlatego Lolita do dzisiaj jest przeze mnie nie oceniona w żadnej skali. Nie mogę też powiedzieć, bym polecał ją komuś do przeczytania.

Dodatkowo, jestem wyznawcą poglądu, że pisać można tylko o tym, co się przeżyło. Nie zawsze dosłownie, często przeżycia pisarzy są wypaczone do tego stopnia, że nie sposób jest dojść do tych prawdziwych początków. Ale w każdym tekście jest według mnie ziarnko prawdy, a to tylko pogłębia mój mieszany stosunek do Lolity.

Jednak właśnie ten chaos, który mam w głowie kiedy myślę o powieści Nabokova, zdecydował, że to najlepsza książka jaką czytałem w ostatnim roku. Lolita jest po prostu wyjątkowa i niepowtarzalna.

30DBC
30DBC

Znalazłem coś takiego na tumblr i wydało mi się to fajnym pomysłem ;) Nie czytałem jeszcze pytań, więc zobaczymy jak to wyjdzie. Pierwszy punkt to najlepsza książka przeczytana w ciągu ostatniego roku. Czas na zastanowienie się do jutra ;)

 

Zapraszam wszystkich do dołączenia do wyzwania pod tagiem "30-day book challenge"! Nie mam pojęcia co teraz przeczytać, może wskażecie drogę ;)

The Silver Linings Playbook - Matthew Quick
"'...and because she is a woman, Caitlin knows exactly how long she has been married to Jake.'"

Biedne życie bogini sexu...

Melancholia sukuba  - Richelle Mead

Ciężko jest czytając powieść młodzieżową z gatunku paranormal romance nie porównywać jej do otoczonego złą sławą "Zmierzchu". Nawet jeśli w tym przypadku to ona jest nieśmiertelna i bynajmniej nie stroni od sexu, a jej śmiertelnych wybranków jest trzech czy nawet czterech. Na szczęście w tym zestawieniu "Melancholia Sukuba" wypada bardzo dobrze.

Dla niewiedzących: sukub to istota żywiąca się energią życiową poprzez sex. Sukubem jest właśnie główna bohaterka książki, Georgina Kincaid, wywodząca się ze starożytnej Grecji a aktualnie żyjąca w Seattle. Pracuje sobie spokojnie w księgarni i wiedzie normalne życie, starając się nie zważać na to, że raz na jakiś czas musi zaliczyć faceta by dalej funkcjonować. W sumie nawet w naszym XXI wieku to nic niezwykłego wśród młodych dziewcząt. I tu od razu książka łapie duży plus: to, że Georgina dosłownie MUSI uprawiać sex, bynajmniej nie oznacza, że znajdziemy tutaj jakieś bardzo szczegółowe czy częste opisy współżycia. Sceny stosunku są tutaj mniej ważną sprawą a czasem są nawet całkowicie pomijane. Dzięki temu nie odniosłem wrażenia znanego już z lektury "Czystej Krwi", że bohaterce zależy tylko na tym by zaliczyć wszystko co się rusza. Prosta sprawa, a cieszy i pozwala bardziej interesować się przedstawianą historią.

Wraz z rozwojem fabuły, Georginie przybywa zarówno partnerów(choć właśnie nie seksualnych) jak i kłopotów. Z kolejnymi stronami kilka początkowo pozornie różnych i niezależnych od siebie wątków łączy się w większą całość. Akcja początkowo jest dość powolna, z czasem nabiera jednak bardziej dynamicznego tempa, a i punkt kulminacyjny nie powinien zawieść rządnego emocji czytelnika. Prosty język dobrze oddaje klimat powieści i realia Seattle z początku tego wieku. Zdecydowana większość dialogów wypada naprawdę naturalnie i niejednokrotnie śmiałem się z żartów sytuacyjnych. Dodatkowym smaczkiem jest powolne wprowadzanie czytelnika w te elementy świata przedstawionego których czytelnik nie zna żyjąc w XXI wieku: diabelską hierarchie i biurokracje czy rodzaje "niższych nieśmiertelnych".

Tym co najbardziej mnie ujęło było dość absurdalne i wypaczone pojęcie walki dobra ze złem. Owszem, gdzieś tam w tle toczy się niekończąca się epicka bitwa o dusze śmiertelników pomiędzy Bogiem a Szatanem. Na pierwszym planie mamy jednak arcydemona Jerome, którego ulubionym zajęciem jest upijanie się w sztok ze swoim dobrym znajomym, aniołem Carterem. Znajdziemy tu odwrócenie sytuacji znanej z "Mistrza i Małgorzaty", gdzie szatan był nie do końca zły. Tutaj Carter mimo patetycznych wypowiedzi i częstego cytowania Biblii czasem podejmuje decyzje które ciężko ocenić jako jednoznacznie dobre. Dzięki temu anioł bardzo szybko stał się jedną z moich ulubionych postaci.

Największą moim zdaniem wadą tej książki jest to, że Georgina mająca grubo ponad dwa tysiąclecia nadal często zachowuje się jak dwudziestolatka. To, że jest kobietą może tłumaczyć brak logiki w jej zachowaniach i częste kierowanie się emocjami, ale nie totalny brak czegoś co zwykle nazywamy doświadczeniem życiowym. Z drugiej strony, gdyby tak nie było to Georgina nie miałaby tylu problemów które potem rozwiązuje w całkiem interesujący sposób. Momentami można też doszukać się drobnych nieścisłości, nie psują one jednak obrazu całości.

 We wstępie napisałem, że książka w zestawieniu ze "Zmierzchem" wypada bardzo dobrze. Po poprawce na to, z czym była zestawiana dostajemy werdykt: "Melancholia Sukuba" jest niezła. Ot takie czytadło nie wymagające zbyt wielkiego wkładu intelektualnego czytelnika, choć z drugiej strony potrafiąca czasem zaskoczyć fajnym rozwiązaniem. Jeśli ktoś jest fanem paranormal romance, tutaj znajdzie dokładnie to czego szuka z delikatnym dodatkiem kryminału.

Alice's Adventures in Wonderland - Maggie Taylor, Lewis Carroll
"`Well! I've often seen a cat without a grin,' thought Alice; `but a grin without a cat! It's the most curious thing I ever saw in my life!'"