Początkowo planowałem napisać recenzję pierwszego tomu cyklu Koło Czasu, ale książki wciągnęły mnie na tyle, że zanim zdążyłem odpalić Worda i coś sklecić byłem już po 6 części tej rozbudowanej sagi. Muszę przyznać – opowieść pióra Roberta Jordana jest naprawdę uzależniająca.
Opowiadana historia to klasyczne heroic fantasy – przygodę ze Światem Koła zaczynamy w zabitej dechami wiosce na skraju nieprzebytego lasu, która nagle i pozornie bez powodu zostaje zaatakowane przez ciemne siły, niewidziane w tych stronach od tysiąclecia. Atak Sprzymierzeńców Ciemności udaje się odeprzeć z pomocą potężnej czarodziejki, szczęśliwie znajdującej się akurat w wiosce, jednak trzech młodzieńców, którzy według czarodziejki mogą być powodem całego zamieszania musi opuścić rodzinne strony. Cykl Koło czasu opowiada głównie o nich, ponieważ jak szybko się okazuje, to na ich barkach spoczywa los całego świata.
Jak widać fabuła to naprawdę nic oryginalnego i na pewno nie jest to mocny punkt cyklu. Przeczytałem dopiero sześć pierwszych tomów, ale nie potrafię sobie przypomnieć momentu, w którym byłbym szczerze zaskoczony zaproponowanym przez autora rozwiązaniem. Trochę ciekawiej robi się na szczęście, kiedy główna grupa bohaterów rozdziela się i każdy z nich zaczyna we własny sposób wpływać na otaczający ich świat, nadal jednak nie jest to nic wyjątkowego.
Same stworzone przez Jordana postacie są według mnie również dość mocno niedopracowane. Rozumiem specyficzne zasady rządzące gatunkiem heroic, jednak większość wykreowanych postaci jest po prostu, nie uniknę tego słowa, głupia. Szczególnie dotyczy to głównych bohaterów pochodzących z wspomnianej wioski – nagminnie obrażają się oni na siebie, ignorują jakiekolwiek rady od innych i stronią od logiki w swoim postępowaniu. Nie ogranicza się to jednak tylko i jedynie do młodych wiekiem postaci. Również doświadczona przez życie czarodziejka Aes Sedai, której zdolności manipulacji boją się ponoć nawet królowie, potrafi wypowiedzieć słowa: „W piwnicy, za zamkniętymi drzwiami, schowany jest niebezpieczny artefakt, ale nie wolno go dotykać”, a zwrot „Nie powinnam wam mówić, ale…” można śmiało uznać za sztandarowe zdanie książki.
Więc co tak wciąga w Kole Czasu? To prosta historia z postaciami, których strasznie ciężko jest nie lubić. Mimo, że często brakuje im piątej klepki i co najmniej połowa problemów tworzona jest na siłę, żeby coś się działo, to nadal szczerze kibicowałem bohaterom podczas ich rozwiązywania. To świetne dzieło do czytania na szybko, bez zastanawiania się nad tym dlaczego postacie postępują w dany sposób a nie inny. Gdy jednak z jakichś powodów trochę zwolnimy i przeanalizujemy jakiś kawałek powieści, bardzo szybko znajdziemy mnóstwo nieścisłości. Diabeł tkwi w szczegółach i niestety na tym polu dzieło Roberta Jordana całkowicie leży.